Czymże jest?…

A czymże jest owa miłość do demonów, tych wymuskanych lukrowanym oddechem podrzędnych bóstw? Tych z gór stalowych, co w przepaście zrzucają ostatnie tchnienie wyobcowania? Tych demonów, co w zaklętych bezruchem oczach kozic malują obrazy niemych, nierozumianych wspomnień? Czymże jest miłość do lęku, który lękiem nie jest?

Rzeźbione w granicie, gładzone setkami rąk samobójców, tulone wiatrem i zamarzającym oddechem porzuconych – centrum wszelkich słów i centrum milczenia. Góry uwielbiane niebytem.

A czymże jest sztuka – ta toporna, ciosana w czarnym kamieniu? Czymże jest lęk przed jej zrodzoną nagle niemocą? Czymże są pytania krzyczące z każdego zakątka płótna? A twórca? Czy rzeczywiście nim jest?
Rozumienie… Tak bardzo niepewne, nieistniejące, pożywka głupców. Wiedza… otumaniająca i podstępna, sprawiająca, że pląsamy w jakimś kretyńskim tańcu samouwielbienia. Jak bałwany nieświadome zbliżającej się wiosny. Z minami mistrzów i oświeconych guru oczekujemy posłuchu, ze swoim rozumieniem i wiedzą krztusimy się własnymi miałkimi wywodami, licząc na dyskurs. Dyskurs debili.

A wystarczyłoby jedno spojrzenie do góry, ponad własne, utopione w samozachwycie, głowy. Ponad zrozumienie i wiedzę, które przeciez nie istnieją. Wystarczyłoby spojrzeć na ów granit, co w ciszy trwa i nic ponad to. Zupełnie nic ponad to.

2 komentarze do “Czymże jest?…”

Pozostaw komentarz