Archiwum kategorii ‘Zakopane’

Bibliotekarska działalność Żeromskiego w Zakopanem

zeromskiPodtatrze, w szczególności zaś Zakopane, stanowiło w pierwszych latach XX stulecia ważny azyl dla gości z problemami zdrowotnymi. Stolica polskich Tatr oferowała wyjątkowe właściwości przyrody, na które schorowany organizm nie pozostawał obojętny. Jak informowała ulotka Sanatorium Dłuskiego (dla chorych na płuca), klimat Zakopanego i Podhala „charakteryzuje się głównie nadzwyczajną czystością powietrza, większą suchością takowego, wreszcie zwiększonem natężeniem promieni słonecznych” (Sanatoryum dla chorób piersiowych w Zakopanem; Warszawa 1906). Zakopiańska stacja klimatyczna, początkowo ograniczająca sezon leczniczy do miesięcy letnich, od 1892 roku rozszerzyła go na cały rok. Na przełomie wieków ukazało się sporo opracowań i sprawozdań określających poziom zdrowienia rezydentów sanatoryjnych i zestawiających szczegółowe dane dotyczące lokalnego klimatu. Wiedza o uzdrawiających właściwościach Zakopanego docierała do obywateli w całej Polsce, nie dziwi więc wzrost liczby wizyt pod Giewontem. Było wśród nich wielu artystów, ludzi kultury oraz pisarzy.

Dolegliwości płucne zmusiły do przyjazdu do Zakopanego także Stefana Żeromskiego. Już w 1899 roku pisze tutaj Ludzi bezdomnych. Ochotę na wędrówki po górach, które pozytywnie wpłynęły na jego potencjał twórczy, zaszczepił mu kilka lat wcześniej Władysław Matlakowski – lekarz i badacz podhalańskiej sztuki ludowej – nakłaniając go w sposób dość osobliwy: „chodzić, chodzić, chodzić po górach, po wirchach (…). Pluj pan na doktorów, na ich lekarstwa, na wszelkie przepisy i rady. Chodzić po górach!” (za: Hanna Mortkowicz-Olczakowa: O Stefanie Żeromskim, Warszawa 1965). Świeże i ostre powietrze górskie (także to alpejskie z wcześniejszych lat pobytu w Szwajcarii) było istotnym elementem wzmacniającym nadwątlone gruźlicą płuca Żeromskiego. Gdy w roku 1892 wyjechał z rodziną do Szwajcarii, od razu objął posadę młodszego bibliotekarza w Muzeum Narodowym Polskim w Raperswilu . Przebywanie wśród zakurzonych dokumentów (za stosunkowo niską pensję) wpływało niekorzystnie na zdrowie, powodując tym samym znaczne ograniczenie zdrowotnego wpływu alpejskiej aury. Pobyt w Raperswilu zakończył się w roku 1896, w efekcie tarć z kustoszem w kwestii zalewu zbiorów tandetą i miernymi kopiami. Mimo to zostawił w tym miejscu Żeromski wiele serca i pasji: „Praca biblioteczna i muzealna Żeromskiego (…) była bardzo wszechstronna, często fizyczna (…)” (ibidem), obejmująca zarówno katalogowanie książek, przepisywanie fiszek, ale i naklejanie exlibrisów, powiększanie katalogu kościuszkowskiego, sporządzenie podziału terytorialnego w dziale sztychów, a także stworzenie tzw. pokoju Mickiewicza.

Kondycja Żeromskiego nie uległa poprawie także po powrocie do kraju w 1897 roku, kiedy podjął pracę w Bibliotece Zamoyskich w Warszawie. Hanna Mortkowicz-Olczakowa przytacza słowa prozaika, który „opowiadał, jak na polecenie swego szefa Korzona (…) porządkował i odkurzał całe stosy starych dzienników, duplikatów. (…) Znowu bolały go ręce, noga w stopie, nerki, dokuczał szum w głowie i bezsenność. (…) W czasie pracy u Zamoyskich Żeromski ciągle gorączkował” (ibidem). Pobyt w Zakopanem w 1899 roku nie polepszył sytuacji i Żeromski wyjechał do Warszawy. Pierwszy dłuższy – prawie roczny – pobyt pod Giewontem rozpoczął się w roku 1904, po sukcesie wydawniczym Popiołów.

Utworzona tu w 1900 roku Czytelnia Zakopiańska istniała w formie bardziej klubu dla dyskutantów, dlatego też jeden z działaczy społecznych – Dionizy Bek (1865-1907) – wysunął propozycję przekształcenia jej w Bibliotekę Publiczną (jej statut został zatwierdzony 15 sierpnia 1904 roku), w której miałyby się znaleźć publikacje polskich pisarzy, zestawienia bibliograficzne, wydawnictwa encyklopedyczne, polskie i obce periodyki, zbiory ludowych pieśni, słowniki gwarowe oraz językowe. Pomysł Beka spotkał się z bardzo pozytywnym odzewem, min. przebywającego w tym czasie w Zakopanem Stefana Żeromskiego. Do spółki z Bekiem przyczynił się w poważnym stopniu do reorganizacji księgozbioru i uczynił z placówki miejsce będące centrum działalności kulturalnej. Ów prężny okres naukowy w Zakopanem objawił się wzmożoną aktywnością na polu popularyzacji wiedzy i promocji czytelnictwa. Skłonności Żeromskiego do pracy z książką sięgały daleko poza okres raperswilski; już jako młody człowiek kolekcjonował książki i „zainicjował założenie biblioteki uczniowskiej tajnego kółka młodzieży gimnazjum w Kielcach. Założył w 1889 roku czytelnię ludową w Oleśnicy” (Mieczysław Mantyka: Z dziejów zakopiańskiej biblioteki 1900-2000, Zakopane 2000). Warto też wspomnieć, że już w 1894 roku brał aktywny udział w tworzeniu biblioteki Towarzystwa Szkoły Ludowej przy ul. Krupówki, której założenie znacząco wpływało na rozwój czytelnictwa w podhalańskich wsiach.

Utworzenie Biblioteki Publicznej i pierwszy pozytywny oddźwięk wśród społeczności Zakopanego odbiły się echem w lokalnej prasie. „Przegląd Zakopiański”, którego jednym z redaktorów był Bek, odnotował regularny napływ nowych dzieł i zwiększającą się liczbę czasopism, przewidując, iż placówka stanie się niebawem centrum życia kulturalnego. Pozyskanie pierwszych woluminów nastąpiło dzięki Towarzystwu Tatrzańskiemu, które przekazało pokaźną ilość literatury pięknej oraz opracowań historycznych, ale także dzięki samemu Żeromskiemu, który podarował kilka skrzyń z własnego księgozbioru. Okazał się przy tym sprawnym zarządcą; dzięki organizowanym przez niego odczytom i wieczorkom literackim kasa Biblioteki wzbogaciła się o dodatkowe wpływy. Taka aktywność stała się fragmentem wspomnień polskiego dyplomaty i doktora filozofii Michała Sokolnickiego (1880-1967) w jego książce Czternaście lat z 1936 roku: „Był on wówczas [Żeromski] (…) jednym z organizatorów oraz protektorem Biblioteki. (…) Wraz z otaczającym go gronem młodszych literatów i artystów zaczął organizować w Czytelni Zakopiańskiej cotygodniowe wieczory literackie (…). Pojawiał się tam tajemniczy Miciński, posępny Orkan, brał udział chudy i wiecznie mizerny Daniłowski (…). Przychodzili intelektualiści krakowscy i lekarze” (za: M. Mantyka: Z dziejów zakopiańskiej…). Historyk Franciszek Rawita-Gawroński (1846-1930) wspomina także o założeniu miesięcznika o charakterze naukowo-literackim o nazwie „Rok Polski”, którego redaktorem naczelnym został Roman Rybarski, a Żeromski „obiecał dać powieść”, choć „nie dał wszakże wcale” (Franciszek Rawita-Gawroński: Wspomnienia, wypadki, zapiski. W Zakopanem [1914-1916], Gdańsk 2012). (…)

Powyższy tekst stanowi fragment artykułu, jaki ukazał się w 4. numerze „Bibliotekarza” z 2016 roku.

Pertinax : O przyszłość Zakopanego (1918)

Zakopane dość często bywało punktem honoru na drodze do poprawy rzeczy istnienia. Kuracjusze, przejezdni piewcy kultury, wreszcie żurnaliści już po kilku godzinach pobytu w stolicy Tatr mieli na podorędziu garść porad, pretensji i niezadowolonego cmokania na stan budynków, ulic, kulturę osobistą górali etc. Czasem owe cmokania uderzały w ton krotochwilny, ale pojawiały się też tu i ówdzie drętwe raporty. „O przyszłość Zakopanego” to precyzyjnie ułożony zbiór zasad, jakie panować winny w Zakopanem, tak aby goście doń zjeżdżający opuszczali je z dobrymi wspomnieniami. Kwestie komunikacyjne otwierają tę rozprawkę, odnosząc od razu rodzime administrowanie przewozami do takich samych w Niemczech i Czechach. Wiadomo, zawsze uczyliśmy się od sąsiadów, nigdy nie stać nas było na awangardę. Pewne trudności spotykające przyjezdnych nie zmieniły się do dziś: pociągi przyjeżdżające o 6 rano wypluwają turystów, którzy mogą tylko pomarzyć o wykupieniu doby hotelowej, a sklepiki, w których można by wypić coś ciepłego, są jeszcze zwyczajnie zamknięte. Kwestie pijaństwa na dworcu także „ujęły” autora broszurki, który z powodzeniem mógłby i dziś ją napisać. Z iście dziennikarskim zamysłem proponuje on np. likwidację restauracji III klasy, w której pojawiają się „wypędzeni z innych szynków pijani”. Dziennikarze jednakoż zawsze jakoś mieli skłonności do agresywnych regulacji, nawet tych rozświetlonych „słusznością sprawy”.

Regulacja Zakopanego to drugi punkt, jaki leży na sercu autorowi. Uderza bezpardonowo w granice uzdrowiska, zagospodarowanie ulic, parków i placów, kładąc szczególny nacisk na brak kanalizacji, projekty sanatoriów, sieci telefonów i telegrafów, tworząc w ten sposób plan regulacji idealnej. Konieczność istnienia miejskiej otuliny, zbyt wąskie ulice, konieczność istnienia odpowiedniej szerokości chodników i odległości między domami (choć w dzielnicach handlowych już nie!), inwestycje sanitarne i śmietniki miejskie – oto problemy, jakim postanowił zając się poznański dziennikarz. Na koniec uderza w górali, pośród których „panuje pewna tradycyjna odporność przeciw inwestycjom”. No, ale jeśli inwestycje państwowe ingerują w przestrzeń prywatną, to chyba ową odporność można potraktować jak organiczny układ immunologiczny – przynajmniej z pokorą. Mnóstwo pomysłów, całkiem ciekawych i przecież nie od rzeczy, kojarzą się jednak z układaniem klocków na dywanie, może i przemyślanym, ale chyba nie do końca przewidującym. Ogólne jednak zasady (uregulowanie komunikacji, nadzór nad wykonywaniem ustaw i uchwał) wydają się słuszne.

Warto też wspomnieć, że Pertinax to pseudonim Witolda Noskowskiego, dziennikarza działu kultury i sztuki w „Kurjerze Poznańskim”  oraz ojczyma Jerzego Młodziejowskiego, kompozytora, którego życie było silnie związane z Tatrami i Zakopanem. 27-stronicowa broszurka to arcy-rzadki druk będący odbitką ze wspomnianego „Kurjera Poznańskiego”, wydany przez Księgarnię Podhalańską w Zakopanem.

Biblioteki przedwojennego Zakopanego

Wyjątkowa rola Zakopanego w kształtowaniu i upowszechnianiu kultury polskiej jest nie do przecenienia. Literacka i artystyczna ranga stolicy Tatr ma swoje źródło na kilku podłożach. Jednym z istotniejszych są uwarunkowania historyczno-geograficzne, jakim podlegało Zakopane przed Drugą Wojną Światową. W połowie XIX wieku, a więc w czasie, gdy wizyty w podhalańskiej wsi nabierały bardziej powszechnego charakteru, obszar Galicji, w obrębie którego leżało Zakopane, cieszył się dość dużą autonomią (szczególnie od roku 1860), a austriacki zaborca gwarantował min. swobodę sejmu w kwestiach gospodarczych i edukacyjnych. Wszelkie ogniska kultury polskiej i organizacje wyzwoleńcze miały więc odpowiednie warunki zarówno do kształtowania ruchów niepodległościowych, jak i krzewienia polskości w każdym jej wymiarze.

Choć pierwsze wzmianki o polskich turystach w Tatrach sięgają wieku XVI (o księżnej Beacie Łaskiej wspomina min. Józef Nyka w 29. tomie „Wierchów” oraz Zofia i Witold Paryscy w Encyklopedii tatrzańskiej), to początków rosnącej częstotliwości takich wizyt należy upatrywać w połowie XIX stulecia, kiedy Zakopane stało się główną bazą wypadową w Tatry, przejmując tę funkcję po Kuźnicach. W Zakopanem pojawiali się również turyści-literaci, opisując w swych pamiętnikach i reportażach piękno polskich gór lub wykorzystując je później w swojej prozie. Coraz częściej osada stawała się obowiązkowym miejscem na mapie osobistych podróży, oferującym nie tylko walory klimatyczne (propagowane od lat 70. XIX w. przez Tytusa Chałubińskiego i będące podstawą przy tworzeniu zakładu wodoleczniczego przez Andrzeja Chramca w latach 80.), ale również wyjątkową atmosferę intelektualizmu, jaka w otoczeniu wierchów i skalistych turni towarzyszyła posiedzeniom literatów i artystów. W broszurce O dawnym Zakopanem (Kraków, 1938) Wacław Anczyc wspomina, że mimo sprzyjających warunków w latach 70. XIX stulecia „brak zupełnie było jakiegoś lokalu w Zakopanem, gdzieby w dnie słotne, tak tutaj częste, można było się zebrać, pogadać i przejrzeć gazety”. Dlatego też powstałe w roku 1873 Towarzystwo Tatrzańskie (początkowo jako Galicyjskie Towarzystwo Tatrzańskie), a także wstępny księgozbiór, służący jako jedno z podstawowych źródeł badania Karpat, w szczególności zaś Tatr i Pienin, mogło się choć trochę przyczynić do poprawy tego źródłowego ubóstwa. Statut Towarzystwa, jaki został opublikowany w I tomie „Pamiętnika Towarzystwa Tatrzańskiego” z 1876 r. wyraźnie mówi min. o zakładaniu „zbiorów książek, map, panoram, przedmiotów do wszechstronnego poznania przyrody górskiej, także przedmiotów służących do podróży i wycieczek górskich” (za: J. Durden: Idea kolekcjonerstwa i muzealnictwa w kręgu PTT; „Pamiętnik PTT”, t. 7, 1998). (…)

W kilkanaście lat po powstaniu Szkoły Snycerskiej, w roku 1888, nastąpił kolejny przełomowy moment w popularyzacji i utrwalaniu wiedzy o przyrodzie i kulturze Tatr i Podhala. Z inicjatywy warszawskiego przemysłowca Adolfa Scholtzego powstało zrzeszenie miłośników Tatr i Podhala – Towarzystwo Muzeum Tatrzańskiego, którego głównym celem było utworzenie muzeum im. Tytusa Chałubińskiego. W tym samym jeszcze roku pisał Scholtze do przyrodnika i preparatora pierwszych zbiorów Muzeum Antoniego Kocyana: „Zamiarem moim jest, żeby mające się urządzić muzeum imienia dra T. Chałubińskiego służyło nie tylko dla zabawy, ale i do nauki…” (rps, za: Z. Moździerz: Gmach Muzeum Tatrzańskiego; Zakopane 2005). W statucie Towarzystwa Muzeum Tatrzańskiego wyeksponowano trzy punkty określające zakres zbiorów. Obok zbiorów mineralogicznych, zoologicznych, botanicznych, archeologicznych i innych typowych dla kompleksowego ukazania charakteru tatrzańskiego regionu, znalazły się także „książki, rysunki, plany i mapy dotyczące Tatr i Podhala tatrzańskiego”. (…)

Wśród innych typów księgozbiorów, takich jak biblioteki stowarzyszeń (choćby biblioteka założonego w 1932 r. Klubu Zakopiańskiego), biblioteki księgarzy (min. otworzona w r. 1897 wypożyczalnia przy księgarni Leonarda Zwolińskiego), na uwagę zasługują podręczne zbiory placówek uzdrowiskowych, takich jak Sanatorium dla Chorób Piersiowych Kazimierza Dłuskiego, Zakład Przyrodoleczniczy „Jaszczurówka”, czy też Zakład Leczniczy dra Andrzeja Chramca. Z reguły korzystanie z biblioteczek było dla kuracjuszy bezpłatne, czasem wprowadzano niewielkie opłaty dla gości z zewnątrz, np. w „Jaszczurówce” „osoby nie mieszkające w Zakładzie chcące korzystać z czytelni i fortepianu płacą tygodniowo 1 zł reński” (Porządek domowy w Zakładzie Przyrodoleczniczym na „Klemensówce” i „Jaszczurówce” w Zakopanem (Kraków 1882). Jeden z późniejszych przewodników po Zakopanem autorstwa Tadeusza Zwolińskiego z 1931 roku wymienia kilka dalszych wypożyczalni, w tym Publiczną Czytelnię „Klubu Dyskusyjnego” i Bibliotekę Towarzystwa Szkoły Ludowej przy ul. Krupówki, które zakładało wypożyczalnie w okolicznych podhalańskich wsiach. Kilka słów należy się również bibliotece Szkoły Gospodarstwa Domowego w Kuźnicach, jako że była ona połączona z introligatornią. Maria Disslowa (O nauce gospodarstwa domowego w Kuźnicach; Lwów 1906) opisuje ją tymi słowami: „Zwiedzając kolejno wszystkie sale zaszłam do introligatorni. Jest to dział pracy, który uczennica ma sposobność poznać i nauczyć się, jeśli ma ochotę. Introligatornia łączy się z biblioteką zakładu. Oglądałam mnóstwo książek oprawionych w tej pracowni trwale i gustownie. Od skromnych, w papierowej okładce, do ozdobnych opraw w skórę ze złoconymi napisami i ozdobami”. Biblioteka była zaopatrzona w sporą liczbę książek, głównie polskich, ale także w języku angielskim, francuskim i niemieckim. (…)

Powyższy tekst stanowi fragment artykułu, jaki ukazał się w 5. numerze „Bibliotekarza” z 2015 roku.

T.W. Janiszewski: Sprawozdanie Szpitala Zakopiańskiego (1900)

Trudności w realizacji najbardziej newralgicznych projektów nie są tylko domeną współczesnego systemu władzy. Państwo, pobierając podatki, zobowiązuje się do dokonywania takich przeobrażeń, które wydają się zasadnicze dla funkcjonowania społeczeństwa. Powstanie zakopiańskiego szpitala nie odbyło się bez kłopotów, głównie ze strony gminy. Jeszcze w latach 80. XIX wieku postulowano założenie takiej placówki, choć dopiero w następnej dekadzie plany zostały, zwłaszcza od strony finansowej, bardziej sprecyzowane. Komitet budowy szpitala wybrany został w roku 1898. Rok później, w połowie maja zaczął funkcjonować prowizoryczny szpitalik w domu Tomasza Janiszewskiego na Gładkiem, a w następnym miesiącu dokonano jego poświęcenia. Posiadał on „5 łóżek; chorych na choroby zakaźne wcale nie przyjmowano”. Nie porzucono jednak budowy budynku stałego. W listopadzie 1899 roku był już gotów, a chorych z prowizorycznej placówki przeniesiono do nowej siedziby (dziś ul. Stroma), która mieściła się „przy drodze gminnej prowadzącej z ulicy Nowotarskiej (poniżej Chramcówek) na Gubałówkę (część Gubałówki Ciągłówkę)”. Dom mieścił się „pomiędzy drogą i potokiem” i zbudowany był „na gruncie darowanym niegdyś gminie przez p. dr. A. Chramca na cmentarz zwierzęcy”.

Cytaty pochodzą z niewielkiej broszurki (14 stron) autorstwa Dra Tomasza W. Janiszewskiego (w latach 1896-1903 lekarza Stacji Klimatycznej w Zakopanem), prezentującej szkic do dziejów zakopiańskiego szpitala i opatrującej go sprawozdaniami za okres lat 1899-1900, min. w kwestiach dotyczących wydatków, rezultatów leczenia i dochodów. Całość uzupełniona jest wykazem pacjentów, włączając ich pochodzenie, wiek, okres hospitalizacji, diagnozę, koszty i rezultat leczenia. Wartościowym dodatkiem są rysunki architektoniczne szpitala ukazujące rozmieszczenie poszczególnych działów, sal i pokojów.

K. Bartoszewicz: Trzy dni w Zakopanem : z notat emeryta (1899)

Stetryczałych ramoli – tych, którzy swym dziadostwem ocen i wniosków niejedno piękno ukatrupili – co nie miara w świecie obecnym i dawnym. Większość z nich pieje nudą i nie sposób ich słuchać. Co innego, gdy zrzędząc swą historią okraszają ją solidną warząchwią humoru. Co też uczynił był Kazimierz Bartoszewicz w roku 1890, układając opowiastkę w zgrabną broszurkę opublikowaną dziewięć lat później. „Trzy dni w Zakopanem : z notat emeryta” jest przezabawną notatką, w której zgorzkniałość gra co prawda pierwsze skrzypce, ale i radości ulewa litrami: „Oglądamy zakład kąpielowy [w Jaszczurówce]. Woda tak czysta, że widzisz u kąpiących się wszystkie sprośności”. Emeryt co rusz się oburza, poniżony przez okoliczności, klimat i obyczaje: „Wieczorem w Dworcu Tatrzańskim zjadłem sznycla wiedeńskiego z marchewką. Woniał wprawdzie straszliwie, ale mój żołądek tak się prosił, że zatkałem nos i jadłem gwałtownie”. Hulający wiatr w kwaterze, wycieczka do Kościeliskiej, utarczki z góralami, szarmanccy podhalanie na Kalatówkach oraz zakopiańska ortografia wypełniają całe trzy dni jegomościowi Bartoszewiczowi w sposób zajmujący zarówno jego samego, jak i czytelnika notat. Pośród poważnej literatury tatrzańsko-podhalańskiej niniejsza perełka świeci krotochwilną uciechą, stetryczałą w zabawnej manierze i lotną jak motyl z połamanymi skrzydłami, wciąż jednak lecący na złamanie karku pomiędzy kolejne warstwy złośliwości losu.

J. Gw. Pawlikowski: O „styl zakopiański” w budownictwie Zakopanego i Podhala (1931)

Jan Gwalbert Pawlikowski życzyłby sobie, aby pewne projekty architektoniczne zwyczajnie zdechły. „A gdy zapadną się w ziemię jak starożytna Troja, lub inne miasta kopalne, archeologowie przyszłości będą się zastanawiać nad tem, ile to warstw najazdów obcych przeszło przez ten kraj”. A rzecz dotyczy stylowych inwazji, jakimi zawsze się bezrefleksyjnie poddawaliśmy i wciąż poddajemy, tak że zasadne i celne wydaje się zdanie urastające może i do rangi motta: „przyjdźcie i rządźcie nami, bo sami nie umiemy”. Jakże idealnie się ono wpisuje w obecną społeczno-polityczną kondycję naszego państwa…

Styl zakopiański spełniał na tym obszarze wyjątkową rolę, dając nadzieję na polski indywidualizm i kulturową suwerenność. I choć zwyczajny konsument owej kulturowości – jak wtrąca Pawlikowski – „o ile nie jest artystą z zawodu, na to tylko zdaje się mieć oczy, aby nie rozbić sobie nosa o latarnię”, to są na szczęście i tacy, którym zależy na modyfikacji tej bylejakości, narastającej kolejnymi warstwami. Z jednej strony mamy wiejskie i miejskie zabudowy w stylu wikiewiczowskim, z drugiej zaś – „maszyny do mieszkania” tudzież tzw. twórczość indywidualną. Góralskie budownictwo podhalańskie także ulegało przemianom, które wywoływało niezrozumienie. Przekuwanie oryginalnych drewnianych projektów w kamień napotykało na głosy potępienia. Bogdan Treter (1886-1945), malarz, architekt i konserwator zabytków, zastanawia się „dlaczego i skąd wyłoniła się idea przetłumaczenia budownictwa podhalańskiego na cegłę, czy kamień”, odwołując się do słów samego Witkiewicza, który wyraźnie akcentuje rolę materiałów, na których się styl góralski wykształcił, a więc na drewnie.

Treter jest jednym z wielu adresatów ankiety, jaką przeprowadziła redakcja „Wierchów”, w sprawie stylu zakopiańskiego. Wśród odbiorców znajdziemy takie postacie jak Wacław Krzyżanowski, Eugeniusz Wesołowski, Franciszek Mączyński, czy Stanisław Barabasz, który uważał, że powinno się wprowadzić zakaz budowania w Zakopanem domów koszarowych z żelazo-betonu. Inny polski architekt, także umieszczony wśród respondentów, odnosi się do dzieła Witkiewicza negatywnie, „uważając je za nieudałą próbę”, i dodając jednocześnie, że nie deprecjonuje samej twórczości ludowej, a jedynie jej swoistą interpretację przez człowieka, który bardziej był malarzem aniżeli artystą-architektem…

Broszura liczy 56 stron i została opublikowana jako odbitka z IX. Rocznika „Wierchów” nakładem Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w roku 1931. Zaopatrzona wieloma zdjęciami porównującymi stylowe budownictwo podhalańskie z nowoczesną zabudową, włącznie z istnymi perełkami ukazującymi choćby wizerunek zakopiańskiej poczty przed i po rozbudowie w latach 30. XX wieku, kiedy to dobudowano drugie piętro, niszcząc w ten sposób wszystkie dotychczasowe detale stylu zakopiańskiego… Rzadkość antykwaryczna.

Działalność Zamoyskich w dobrach zakopiańskich (2010)

Kolejna z zaległych pozycji, tym razem Wydawnictwa Tatrzańskiego Parku Narodowego (we współpracy z Klubem im Władysława Zamoyskiego), przedstawiająca jedną z najbardziej oddanych postaci sprawie zakopiańskiej i podhalańskiej. W opublikowanych materiałach z popularnonaukowej sesji (z okazji min. 120. rocznicy nabycia przez hrabiego Zamoyskiego dóbr zakopiańskich) dostajemy dawkę istotnych wiadomości, dotyczących początków aktywności gospodarczej hrabiego na opisywanych obszarach, wizerunku samego fundatora, jego prostoty i przyzwoitości wobec miejscowej ludności i ojczyzny, a także niestandardowego stosunku do wydawania własnych pieniędzy… Książka wybiega chronologicznie poza okres działalności Władysława Zamoyskiego, zarówno przed jak i po nim, prezentując dobra Zakopane-Kościelisko za poprzedników hrabiego, czy też w okresie fundacyjnym 1925-1953. Całość jest uzupełniona niezliczoną ilością starych widokówek, fotografii i portretów, oddających ducha minionej epoki.

H. Kenarowa: Od zakopiańskiej Szkoły Przemysłu Drzewnego do Szkoły Kenara (1978)

Pierwotnym zamysłem leżącym u powstania Szkoły Snycerskiej (1876) była pomoc najuboższej części rodów góralskich i ukształtowanie umiejętności mających umożliwić im większy zbyt wyrobów drewnianych. Przekształcona w 1891 r. w C.K. Szkołę Zawodową Przemysłu Drzewnego posiadała już rangę o szerszym znaczeniu, jakie przypisywano procesom uprzemysłowienia Galicji, pozostającej w tyle za innymi zaborami. Szybki rozwój nastąpił w głównej mierze dzięki pierwszemu dyrektorowi Szkoły – Franciszkowi Neużilowi (1845–1899), pochodzącemu z Czech pedagogowi, który funkcję dyrektorską otrzymał w roku 1886. Kolejni zwierzchnicy, kontynuując jego pracę oraz wnosząc swoje własne wizje, wzmacniali rangę i rozsławiali Szkołę poza obszar Zakopanego.

Monografia Haliny Kenarowej jest wyjątkowa w literaturze prezentującej tematykę związaną z historią nie tylko samego Zakopanego, ale także polskiego szkolnictwa zawodowego. Walka o styl narodowy i twórczość ludową, jaką prowadzono zarówno w wieku XIX jak i XX, stanowi jedno z istotnych kontekstów dla zobrazowania dziejów dzisiejszej Szkoły im. A. Kenara. Opierając się na niezliczonej liczbie źródeł archiwalnych, Halina Kenarowa (żona Antoniego Kenara, rzeźbiarza, którego imię dostała później Szkoła Snycerska), odmalowuje tło edukacyjne ówczesnej Galicji, skupiając się zaraz potem na szczegółowej prezentacji władz szkolnych (włącznie z kolejnymi dyrektorami), uczniów, opisie wyposażenia szkolnego, organizacji i sposobów nauczania. Historię doprowadza autorka do lat 1959 roku, a więc do momentu, gdy Szkołą nosiła już imię zakopiańskiego rzeźbiarza (umarł on właśnie w tym roku).

Bogaty zbiór fotografii oraz nie mniej bogate przypisy do każdego z rozdziałów czynią pracę Kenarowej (również piastującej stanowisko dyrektora zakopiańskiej szkoły) niezastąpionym źródłem wiedzy. Publikacja nienajtańsza na rynku antykwarycznym, wydrukowana w nakładzie 2283 egzemplarzy.

J. Zborowski, Wł. Semkowicz: W sprawie herbu Zakopanego. W sprawie najstarszej pieczęci Zakopanego (1939)

Obecny herb Zakopanego wzbudza kontrowersje wśród tych, którzy biegle się poruszają na obszarach heraldyki: podobno niepoprawne jest wyobrażenie góry oraz kluczy, które stanowią tło dla giewontowego krzyża (jak się zdaje, powinno być odwrotnie). Oficjalnie przyjęty w roku 1997 posiada swoje dawniejsze wzorce. W latach 1968-1997 był w użyciu herb autorstwa Marii Czajkowskiej-Banach, formalnie nawiązujący do najstarszej pieczęci Zakopanego.

Broszura przedstawia dwa mini-artykuły autorstwa Juliusza Zborowskiego i Władysława Semkowicza opisujące wizerunki dwóch najstarszych pieczęci miasta. Pierwsza z nich, do której nawiązuje herb Czajkowskiej-Banach, po raz  pierwszy użyta została w roku 1805 na zaświadczeniu Jędrzeja Króla dla Bartłomieja Bachledy z datą 9 lutego 1805 roku. Pieczęci towarzyszy podpis Macieja Gąsienicy – „woyta zakopiańskiego”. Zborowski odnotowuje także następny tłok używany od roku 1875, z odwrotnym odciskiem Giewontu (rytownik najwyraźniej nie pomyślał o czymś tak oczywistym) i napisem „Gmina Zakopane – R. 1875”. W przypadku wcześniejszej pieczęci (z napisem w otoku „Sigillum Gromady Zakopianego”) szczerze uznaje, że przedstawiona symbolika jest niejasna. Dopiero drugi tekst – autorstwa W. Semkowicza – próbuje zasugerować jej treść: „…widziałbym w jej znaku herbowym ścięty pień drzewa (świerka) z odciętymi gałęziami, tkwiący wyraźnie wyobrażonymi nadziemnymi i podziemnymi korzeniami w warstwie gruntu, który uwydatniony jest u dołu pnia grubą poziomą linią. W dolnej części pnia (…) widzę jakby dwie skrzyżowane na wskos  gałęzie czy piszczele przybite do pnia”. I dodaje: „W całości figura ta przedstawia mi się jako rodzaj rogatki czy zastawy, tj. zapory, jaką stawiano na drogach celem zamknięcia tychże”. Nawiązuje tym samym Semkowicz do źródłosłowu nazwy miasta, uznając, iż czasem prowadzące przez zasieki drogi były „zakopywane”, czyli zastawiane pościnanymi pniakami, do czego również (w sensie ogólnej formy i skojarzenia) może nawiązywać ilustracja na pieczęci z 1805 roku.

Broszura została opublikowana jako odbitka z „Wiadomości Numizatyczno-Archeologicznych” w Krakowie, w roku 1939, z błędem wybitym na okładce (mylnie wydrukowano imię pierwszego autora – Julian zamiast Juliusz). Siedmiostronicowa prawdziwa rzadkość antykwaryczna.

J. Holewiński: O przyszłość Zakopanego (1920)

Plany ulepszania Zakopanego rysowano praktycznie od samego początku, czyli od momentu, gdy podtatrzańska wieś zaczęła sobie rościć prawo do pierwszej stacji klimatycznej w Polsce. Wymyślone w głowach ulegały formalizacji na kartach felietonów, wszelkiej maści odczytach czy w postaci protestów i apeli. Próby ulepszania takich miejsc zawsze szło w parze z planami regulacyjnymi, z tworzeniem nowych przepisów, nakazów i zakazów, nieliczącymi się ze świętą kwestią własności prywatnej, przerzucając ciężar owej świętości na przeciwległą stronę, czyli na tzw. dobro społeczne. Można dyskutować o zasadności jednej i drugiej, i pewnie byłaby to wielce ciekawa dyskusja. Z drugiej strony Holewiński ma świadomość tego prawa do własności, wysnuwając wniosek, że np. wtrącanie się w przestrzeń gospodarską górali na stokach Gubałówki byłoby już cokolwiek utrudnione.

Józef Teodor Holewiński (1878-1952) był warszawskim inżynierem architektem, profesorem Politechniki, toteż tego rodzaju zacięcie można mu (chyba) wybaczyć, tym bardziej, że chęci „ograniczania wolności budowlanej” pojawiają się w omawianej broszurce jednak nieczęsto. „O przyszłość Zakopanego” to po prostu istotny głos w sprawie poczynienia pewnych prac na rzecz podniesienia atrakcyjności tego miejsca. Nie wdając się przesadnie we wspomnienie wsi, w której nie było „jeszcze ani dworków i hoteli dla gości, ani kawiarni i sklepów, (…) strojnych tłumów…”, przechodzi prędko do rzeczy, wymieniając czynności mające uporządkować miasto. Postukuje min. ukończenie budowy elektrowni, skanalizowanie całego obszaru uzdrowiska (rzecz – wydawałoby się – zasadnicza: w końcu to uzdrowisko!), urządzenie zakładu do odkażania oraz uporządkowanie „zaniedbanych prywatnych posesyj” (sprawa dyskusyjna z punktu widzenia, o którym wspomniałem powyżej), włącznie z propozycją utworzenia przy Ministerstwie Zdrowia specjalnej komisji zakopiańskiej…

Broszura jest swoistą ciekawostką pokazującą, jak traktowane przez władze miasteczko i jego stan spędzało sen z powiek co poniektórym odwiedzającym. Właściwie niewiele się zmienia, poza pewnymi kwestiami formalnymi i technicznymi… I na koniec, informacja umieszczona na dole ostatniej strony: „Skutkiem długotrwałego strajku drukarskiego, broszurka niniejsza, napisana w sierpniu r. 1919, wyszła z pod prasy z kilkomiesięcznem opóźnieniem”. Jak by nie patrzeć, to też o czymś mówi, choć już bardziej w ogólnokrajowym znaczeniu.