Piękno i Bestia : rozmyślania nie tylko zakopiańskie…

Czasem najlepiej po prostu iść spać. Zamknąć oczy, złożyć twarz na dłoni, i nakrywając się najcieplejszą w domu kołdrą, próbować się nie obudzić.
Mógłbym włożyć to zdanie w usta jakiegoś nieistniejącego (albo istniejącego) mądrali, ale wymyśliłem je sam, pięć sekund temu. Wymyśliłem je, bo temat, jaki jawi się w mojej głowie jest właśnie jak sen: koszmar i piękno jednocześnie. Miłość.
Ręce z dala od kieliszka! Kieliszka? Całej butelki! Gorzelni całej, w smrodzie upachnionej, pełnej snu i zaczkanych majaków! Co by nie było, lodówka dziś nie obfituje w pachnidła, którymi żołądkowe bakterie onanizują się w godzinach przypływu gorzelnianej gotówki. Dziś nie będę pił, dziś spojrzę na sprawę trzeźwo. Dla Ciebie, dla siebie, dla tej jedynej.

Tylko gdzie jest?

No właśnie. To jakby początek poszukiwań, choć ów właściwy start jawi się już przed pierwszym właściwym krokiem, jaki pociąga za sobą wychudzone ciągłym bieganiem uda. Pomysł na idealnego partnera. Pomysł na idealny kontakt z tymże. Pomysł na tysiące zachowań, gestykulacji i szeptów, które istnieją po to by… by co? Pomysł na Nią.
Czasem taki, który grzęźnie między łaknącym ideału sercem a widzącymi oczami.
Zatrzymać się? Gdzie się wtedy podzieje determinacja? Ta właśnie, która łapie w sieć zdobycz? Podzieje się. Niech się podzieje.

Niech się dzieje starość.

Jestem stary. Czasem patrzę w lustro i wtedy widzę dwoje oczu. Codziennie inne spojrzenie człowieka, który pragnąc coraz więcej – pragnie coraz mniej. Mniejsze zapotrzebowanie na sen. Starość.
Więcej jawy, tego co zatrzymuje na chwilę wiatr, by zrozumieć jego przeznaczenie. Jego cel. Czasem jest wtedy zimno, czasem mróz tak bardzo doskwiera, że chce się uciec z powrotem. Do snu, długiego dziecięcego snu. Jest mama, jest tata, jest pies. Zaczkane majaki. Dziecię i popękane lustro, w którym bezskutecznie próbuję dostrzec doskonałość.
A ja chcę być stary. Chcę stanąć przed Tobą i nie uciekać w sen. Chcę stanąć przed Najstraszniejszym Potworem i z bijącym sercem ucałować wykrzywione w rechocie usta. Albo scałować ogromną łzę, która spływa po potwornej twarzy, błyskając prośbą o przytulenie. Chcę być stary i widzieć w Tobie piękno.

Czymże jest?

Owo piękno. Owa wielkość w małości, strach w ukojeniu i prośba w spełnieniu.
Widzę Twoją twarz. Codziennie pytasz, czy jest piękna, czy gładka, czy wciąż ją kocham. Tę twarz. Wtedy moje oczy stają się na chwilę skupione. Na chwilę dla Ciebie. Bo poza Twoją świadomością one zawsze są skupione. Patrzę wtedy na Twoją skórę, rzęsy i spełniam Twoje marzenie. Mówię, że jest piękna.
Wtedy pytasz, czy spełniłem również i swoje marzenie. Uśmiecham się, bo objawiłaś się jako jedyna, która to wie.
Tak, spełniłem również i swoje marzenie. Spełniając Twoje.

Czy na pewno?

Sam nie wiem. Nie wiem, czy pewność istnieje. Czy filozofia, znużona własną elokwencją, umiera przed pewnością. Czy Ty – to rzeczywiście Ja. A jednak spełnienie Twoich pragnień jest jedynym prawdziwym szczęściem. Takim, co ukrywa się wiecznie pod pancerzykiem emocjonalnego darmozjada. Sercojada. Pluskwy, która nie potrafi pokochać Potwora. Która umiera niekończącym się życiem. „Kocham Cię, Potworze” – tak chciałbym powiedzieć, zaraz po swych własnych narodzinach. Niestety, prawdopodobnie nie nauczę się tego nawet po własnej śmierci.

A życie?

Jest takie sobie w doskonałości próżni codziennego umysłu egoisty, który zapragnął pokochać Potwora jedynym koniuszkiem swojego mózgu. Jedynym pozostałym po wylewie. A gdyby tak znienawidzić? I pokochać na nowo, tak by miłość była świeża, nie odgotowana? Czy wtedy nie pojawiłaby się Śmierć? Mądrość Śmierci owiana koszmarem wspomnień. A życie? Czy pomaga w miłości do Potwora? Czy zakwalifikowało mnie wreszcie do wstępnych eliminacji? Dlaczego nic nie czuję?

A Śmierć?…

Pozostaw komentarz