F. Machay: „Cośmy za jedni?” (1919)

cosmyzajedniPoszanowanie dla własnej kultury i języka, będące następstwem tęsknoty za spokojem i poczuciem bezpieczeństwa, ma swój rodowód zawsze tam, gdzie czuć realne bądź wyimaginowane zagrożenie. Obce elementy nie przez wszystkich są tak traktowane; kosmopolityczne postawy potrafią ukazać walor odmiennej perspektywy, ale mogą też wpływać na degenerację własnej tożsamości, także w ujęciu jednostkowym. Nie bez przyczyny podzieliliśmy się na narody, kultury i objęte w jakieś granice państwa.

Ferdynand Machay (1889-1967) postanowił dać wyraz swojemu przywiązaniu do polskości zawężając swą kontestację do obszaru Spisza i Orawy. Cośmy za jedni jest druczkiem wybitnie propolskim, określającym przywiązanie do własnej narodowości również przez pryzmat sąsiednich regionów: „Przyjacielu mój miły! (…) A czy wam do głowy nie przyszło, że w Dunajcu, w Zakopanem, w Nowym Targu Podhalanie mają tę samą gwarę? (…) Ci Podhalanie (…) to gałęzie z tego samego drzewa co my, (…) oni nie wstydzą się swojej gwary…”. Fragment dotyczy uległości wobec Słowaków w rodzinnych stronach autora, ale przecież uniwersalizm przekazu wybiega daleko w przyszłość, aż do naszych czasów, mimo iż nie grozi nam ani okupacja, ani lingwistyczny terror – póki co, rzecz jasna. „Nie wstydzić się ojca swego i matki swojej” urasta w tej trzydziestostronicowej broszury do rangi przykazania, a zawołania w rodzaju „Po naszemu!” manifestują ból melancholii i pragnienie powrotu do macierzy.

Druk został wydany staraniem Koła Polaków Orawskich i Spiskiem pod kierownictwem Machaya i był kolejną już edycją; poprzednia ukazała się w Jabłonce w 1912 roku. Dość rzadka publikacja.

Pozostaw komentarz