Archiwum kategorii ‘Teatr’

Teatr Witkacego – „Mazepa”

mazepa„Mazepa”. To sprzed miesiąca, ale warto wspomnieć choć we fragmencie. Nic wielkiego, poraz pierwszy nic wielkiego jeśli chodzi o TW w Zakopanem. Scena pudełkowa, romantyczny kryminał ze świecącymi maskami na lalkowatych twarzach. Nic wielkiego dla mnie, może dla innych arcydzieło. Ale warto było, bo to jednak fragment większej kolekcji… Tej witkacowskiej. Program chociaż ładny, z przezroczystą przekładką, ładnie wydrukowany. Tyle.

Teatr Witkacego – „Czarownice z Salem”

Dwadzieścia trzy kilometry na północny-wschód od Bostonu szepty przeszłości suną wzdłuż wybrzeży niewielkiej zatoki, by osiąść u brzegu stanu Massachusetts, w pozie przypomnienia i niemego wyrzutu. Trwają, choć minęło ponad trzysta lat od czasu, gdy były jeszcze wrzaskiem wśród strażników bożej sprawiedliwości. Salem. Wieś, będąca rolniczym zapleczem miasta o tej samej nazwie i licząca niewiele ponad setkę domostw. Siedemnastowieczna kolonia z powozami, końmi, codziennymi troskami i radościami. No, i z Samuelem Parrisem, niedoszłym plantatorem, stojącym od 1689 r. na czele miejscowego kościoła.

Samuel Parris miał córeczkę. Dziewięcioletnia Betty chętnie słuchała opowieści Tituby – niewolnicy przywiezionej przez Parrisa z Barbados. Tituba umiała pięknie opowiadać a swoimi historiami ściągała całe zastępy dzieci z sąsiedztwa. Wśród nich jest też siostrzenica Samuela – dwunastoletnia Abigail Williams. O czym opowiadała Tituba – nie wiadomo. Niektórzy utrzymują, że wykorzystywała w swych opowieściach kryształowej kuli i wywoływała na jej powierzchni najprzeróżniejsze obrazy. Nie wiadomo też, czy to właśnie te obrazy były bezpośrednią przyczyną wydarzeń, które wkrótce miały zatrząść okoliczną społecznością.

Zaczyna się od Betty. Majaczy, dostaje konwulsji. Napięcia emocjonalnego nie wytrzymują też pozostałe dziewczynki, wśród nich Abigail. Dom przepełniają krzyki, odgłosy rzucających się po podłodze ciał, bełkot i płacz. Wystarczająco ostry prolog, by umilknąć w słońcu następnego dnia. Modlitwy proboszcza Parrisa oraz duchownych spoza Salem nie pomagają. Betty rzuca Biblią o ścianę, Abigail Williams przerywa kazanie w świątyni, biegając jak niespełna rozumu. Gdy padają pytania o sprawców ich opętania, z ust Betty pada jedno słowo: Tituba.

W latach pięćdziesiątych XX wieku w Salem przebywał amerykański dramaturg Arthur Miller. Szperając w aktach miejscowego sądu spoglądał w okna wychodzące na zatokę, zastanawiając się, czy widzieli ją skazańcy z Czarciego Wzgórza. Tego Wzgórza, na którym mieli zawisnąć, a którego dziś nikt nie jest w stanie zlokalizować. Po długim czasie przeglądania akt, wizyt w Towarzystwie Historycznym miasta Salem i posiedzeń w bibliotece, natknął się Miller na cykl miedziorytów wykonanych prawdopodobnie przez naocznego świadka salemskich procesów. Prócz udręczonych domniemanych czarownic widnieje na nich grupa mężczyzn, cofających się przed owym oczywistym „plugastwem”. Święte oburzenie i paranoja, która zabija – pisze w swych pamiętnikach Miller. Pomijając częściowe analogie do sytuacji politycznej lat 50. w USA Miller uczepił się pewnej prawidłowości występującej w każdym okresie cywilizacji: „Tu i tam motorem działania było umiłowanie czystości moralnej…”.

Stworzenie sztuki dramatycznej o procesach czarownic było dla autora przedsięwzięciem niełatwym, już choćby ze względu na zakres tematu. Musiał więc wprowadzić główną i zasadniczą oś narracji, która stanowiłaby naturalny punkt odniesienia do salemskich tragedii. Osią tą był rozpad małżeństwa Elizabeth i Johna Proctor…

Abigail i Proctor, Tituba i Betty… te postaci przestają być jedynie cząstką dramatu Arthura Millera. Przestają nią być po kolejnej adaptacji, jaką jest sztuka wystawiona w TW. Wykreowane charaktery są tak jedyne, tak hipnotyzujące swą autentycznością, że stworzony za ich „przyzwoleniem” siedemnastowieczny świat amerykańskiego miasteczka Salem, staje się naszym wewnętrznym, wyjątkowym.

To jedna z piękniejszych sztuk Teatru Witkacego. Oprawiona genialną muzyką Chruścińskiego powoduje, że chce się wracać i oglądać ją na nowo (sam widziałem ją ze 3 razy, pierwszy raz chyba w 1998 r.). Dymy, obłąkańcze tańce czarownic, krucjata tych „świątobliwszych”, antrakty, podczas których możemy najeść się do syta twarogiem, smalcem i chlebem, opić pitnym miodem i spędzić choć chwilę przy wielkiej ławie w towarzystwie mnichów…

To autentyczna historia. W roku 1692, w Salem (małej wsi w Nowej Anglii) powieszono 19 kobiet, w tym dorastających dziewcząt, oskarżonych o czary. Historia ta została spisana przez Arthura Millera w roku 1953, a teraz możemy przeżywać ją na nowo, w otoczce tej samej niesamowitości, przerażenia oraz podniosłej muzyki Maestro Jerzego Ch.

(zdj. ze strony Teatru)

Teatr Witkacego – „Sanduk Ad-Dunia, czyli Skrzynia cudów”

sandukFeeria tańca, tego ze Wschodu, a więc trochę innego, szczególnie w takim miejscu jak TW i jak Zakopane, choć może nie do końca, biorąc pod uwagę fascynację Wschodem u młodopolskich bywalców Podhala…

To sztuka oparta na tradycyjnych arabskich dramatach w reżyserii Hanaa Abdela Fattaha Metwaly’ego. Podchodziłem z maleńką dozą sceptycyzmu. Nie żałuję ani trochę.

Teatr Witkacego – Mistrz i Małgorzata

teatrZ muzyką M. Lorenca wyszło magicznie, przestrzennie, z deszczem, ukrzyżowanym Chrystusem, demonami… Trochę długo jednak. Ale nie za długo. Dla mnie dokładnie trafione w punkt. Mój wewnętrzny, ugłaskany metalowym zapachem turni.

Info ze strony Teatru: „”Mistrz i Małgorzata” to najbardziej znany utwór Michała Bułhakowa – lekarza, który próbował swoich sił jako felietonista i dziennikarz, by w końcu oddać się całkowicie literaturze i teatrowi. Powieść nad którą rozpoczął pracę w 1928 roku, pisał – poprawiał i uzupełniał przykuty chorobą do łóżka – do ostatnich dni swego życia. Zmarł 10 marca 1940 roku. W archiwum zachowało się osiem redakcji „Mistrza i Małgorzaty”. Utwór został opublikowany po raz pierwszy (skrócony o kilkadziesiąt stron) w miesięczniku „Moskwa” dopiero w 1966 i 67 roku, a pełne wydanie książkowe ukazało się w 1973 roku.”