J.G. Pawlikowski: „Jak upiększyć Tatry?” (1923)

jakMiłość do Tatr wyzwala reakcje różnorakie. Są tacy, u których czołobitność wobec majestatu kwestii tatrzańskich jest cokolwiek nieokiełznana, ale są też tacy, którzy z palącymi problemami upaskudzania polskich gór obchodzą się z intelektualną zwinnością i gracją. Lekki, prześmiewczy ton jeszcze nikomu nie zaszkodził, zwłaszcza tym, którzy potrafią odnieść się do swej natury bez przesadnego naburmuszenia.

Zestaw aktywności wokół infrastruktury tatrzańskiej już od dawna budził mieszane uczucia; w tzw. literaturze „ochraniarskiej” zaznaczyły swoją obecność szczególnie wyraźnie. Najczęściej były to pełne patosu i słusznego skądinąd zaangażowania referaty, wzbogacone statystykami i wnioskami przedstawicieli świata nauki. Rzadziej głos zajmowali literaci, a jeśli już, to tylko pośród kart swych nowel, poezji i powieści. Dlatego wyjątkowym głosem w tzw. kwestii przyozdabiania Tatr jest satyryczny tekst Jana Gwalberta Pawlikowskiego zamieszczony w pierwszym tomie „Wierchów”, ustylizowany na list do redakcji od przejętego miłośnika gór.

Dyżurnym tematem (bo jednym z pierwszych) zawsze był krzyż na Giewoncie, który wg autora jakkolwiek ma u góry krzyżową poprzeczkę, w niczem krzyża nie przypomina (…). Większe już podobieństwo ma do wiatraka amerykańskiego albo do pomniejszonej wieży Eiffel. Umiejscowienie krzyża na najcharakterystyczniejszym szczycie Tatr Polskich natchnęło Pawlikowskiego do dalszych krotochwilnych wniosków: Nasuwa się myśl, że gdyby nie wojna i odwrócenie uwagi patrjotów w inna stronę, byłaby może już na każdym szczycie drobna jakaś pamiątka… Ubiega się więc piewca Tatr o hotel nieopodal Morskiego Oka, niczym monokl w złoto oprawny, molo wbijające się w wodę, setki gondol wesoło pląsających po czarnych falach. Uprasza się też tedy autor o altanki i parasole na wierchach, lunety obracające się ponad stolikami, sztucznych górali i sztuczne czarownice, kolejkę biegnącą wzdłuż Doliny Roztoki (wykorzystującą siłę wodną z Siklawy) oraz kolorowy napis utworzony z żarówek: „Siklawa czyli Niagara tatrzańska”. Na uwagę zasługuje też pomysł uatrakcyjnienia procesu samobójstw, jakim parają się co poniektórzy turyści: uważam, że nie można nikomu bronić przeniesienia się na drugi świat umyślnie, już choćby dlatego, że artykuł 101 konstytucji zapewnia obywatelowi swobodę miejsca pobytu. (…). Można by pomyśleć o elektrycznych fotelach amerykańskich (…), [choć] środek ten zawiera mało poezji (…). Dlatego proponuję środek inny, uwzględniający właściwości lokalne. Oto do ramienia tak zwanego krzyża na Giewoncie należy przywiązać linkę, na której kandydat rozhuśtawszy się, mógłby wprost z wysokości tysiąca metrów spaść do Strążysk. (…) Trzeba u linki przywiązać trąbkę, którąby można dać sygnał ostrzegawczy (…). W każdym razie bezpieczniej będzie po Strążyskach chodzić z parasolem... Spadające z wysokości trupy mogą bowiem zagrażać przygodnym turystom, niezwykłym do uczestniczenia w podobnych incydentach. Podobnie zresztą jak (mimo wszystko) podczas spotkania z niedźwiedziem: ponoć niedźwiedź nie zaczepiony nie rzuca się na człowieka. Ale cóż, jeśli przez pomyłkę weźmie człowieka za wołu lub świnię?… Odpowiedzi warto czasem szukać nie tylko w pełnych powagi opracowaniach popularnonaukowych. Pawlikowski – jako postać niewzruszenie kojarzona z Tatrami i Podhalem – daje odpowiedzi nie mniej zaangażowane, na pewno jednak pełne zmyślnych zabiegów kształtujących i gruntujących pogląd na zachowanie naturalnego stanu naszych gór w nienachalnej manierze.

Pozostaw komentarz